czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział XX

Uwaga, zanim przeczytasz rozdział idź po paczkę chusteczek! :D

Wróg powoli zbliżał się ku nam. Wiedziałam co muszę zrobić. Z całą pewnością dojdzie do walki. To jest pewne. Zatrzymali się około dwudziestu metrów przed nami. Towarzyszyło mu około 10 wampirów. To nie będzie łatwe.
  - Widzę, że zatęskniłaś za śmiercią.- Ethan zaśmiał się szyderczo - Tym razem nic Cię nie uratuje, kochanie.
Spojrzałam na niego łagodnie. Nagle w moich oczach stał się zwykłym dzieckiem, które chce się bawić, ale wie, że za chwilę obiad.
  - Dlaczego to ja mam umierać?
Wróg posłał mi złośliwy uśmieszek.
  - Wolisz poświęcić któregoś z przyjaciół? Hm. Ciekawe.
Pokręciłam przecząco głową.
   - To nie my zginiemy. - odezwała się Caroline
   - Co innego mi pokazujecie - wśród poddanych Ethana potoczył się śmiech.
Dostałam olśnienia. Odkryłam czuły punkt przeciwnika. Mogę sprawić, że pozostanie sam, nie będzie miał nikogo do pomocy.
  Zrobiłam kilko kroków do przodu. Damon bezsilnie próbował mnie powstrzymać, choć nie wiedział co chciałam zrobić. Spojrzałam po twarzach zebranych. Uśmiechnęłam się do nich delikatnie chcąc wzbudzić ich zaufanie.
   -A wy? - mój wzrok zatrzymał się na młodej wiedźmie - Nie chcę niczyjej śmierci, zwłaszcza waszej. Nic mi to nie da. Szkoda mi tych młodych i wspaniałych żyć. - zignorowałam prychnięcie Ethana - Jestem pewna, że nie jesteście tu z własnej woli.
Owa wiedźma, której się przypatrywałam zabrała głos. W jej zielonych oczach czaiła się niepewność. Ubrana była na sportowo. Założyła czerwoną bluzę i dresowe spodnie do kompletu. Brązowe loki spięła w kok.
   - I co? Mamy walczyć po waszej stronie? Przegramy, pomrzemy, to nie ma sensu! - była zrozpaczona, ewidentnie nie chciała walczyć, ale nie miała wyboru.
Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
   - Kochana, nie chcemy cię do niczego zmuszać. Jeśli nie chcesz, możesz odejść. Pomoc się przyda, tyle, że my- spojrzałam srogo na Ethana - nikogo do niczego nie zmuszamy
   - Naprawdę? - potoczyły się głosy.
Duchu, dodaj otuchy tym biednym ludziom. Pomóż im podjąć decyzję, ale do niczego ich nie zmuszając.
    - Niech nikt nie waży się stąd odejść! - wrzasnął Eth. Widać było, że jest wzburzony - Eleno Gilbert. Pożegnaj się życiem... Nie tylko swoim.
Nagle wszystko zaczęło dziać się błyskawicznie. Część ludzi rzuciła się do ataku, a część uciekła. Damon upadł na kolana, chwilę później Stefan również leżał już na ziemi. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Którego z nich ratować? Wiedziałam, że to Ethan użył swojej diabolicznej mocy. Nie wiedziałam, co robić. Wydawało mi się, że jestem przygotowana na każdą sytuację. Myliłam się, Na ich twarzach malował się ogromny ból, a ja nie mogłam im pomóc. Doszło do walki wręcz pomiędzy mną, a kilkusetletnim wampirem. Raz po raz blokowałam atak przeciwnika. Wietrze, obezwładnij jego kończyny, unieruchom je. Teraz mogłam zająć się braćmi Salvatore. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że mogłabym ich stracić.
  - Damon! - krzyknęłam i podbiegłam do niego.
Damon, podobnie jak Stefan wił się z bólu. Oczy niemalże wyszły mu z orbit. Kończyny były w nienaturalnych pozycjach. Po moich i policzkach spływały łzy rozpaczy. Cóż mogłam zrobić?
Duchu, błagam cię, pomóż Damonowi i Stefanowi.  Myślałam, że coś się stanie. Ale nic. Za nami wrzała bitwa. Nie wiedziałam nawet kto wygrywa. Błagałam, aby innym nic się nie stało.
Tylko jeden
Powiedział głos w mojej głowie. I co teraz? Nie mogłam ich utracić! 
   - Duchu, uratuj go, uratuj mojego Damona! - wrzasnęłam na cały głos.
Liczyłam na gwałtowną poprawę. Ale niestety. Damon bezwładnie zamknął oczy. Spod powiek popłynęła jedna, jedyna łza. Myślałam, że go utraciłam. Nie oddychał, nie ruszał się. Wyglądał na martwego. Moją duszą zaczęły targać różne emocje. Nagle dostałam olśnienia. Stefan! Co z nim?  Szybko do niego podbiegłam unikając  najróżniejszych ataków, zaczynając od ręcznych, a kończąc na magicznych. Stefan był nieprzytomny, liczyłam na to, że nie martwy. Przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej. Nie słyszałam bicia jego serca. Czy on nie żyje? W pierwszej chwili pomyślałam, że to dlatego, że jest wampirem. Zakodowałam to sobie w głowie i nie dopuszczałam do siebie innej myśli. Po moich policzkach spływały łzy. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę. To Caro próbowała mnie pocieszyć.
   - Czy on..? - głos zbytnio mi drżał, bym mogła dokończyć zdanie.
Caroline smutno przytaknęła. W jej oczach również widać było łzy. Ogarnęła mnie ogromna wściekłość wymieszana z bólem. NIE! To musi się zakończyć! Nikt już nie ucierpi! Z jednej strony byłam słaba i miałam wszystkiego dosyć. Z drugiej zaś miałam zapasy dziwnie tłumionej mocy. Wiedziałam już, co muszę zrobić.
   - Ethan! - wrzasnęłam na cały głos. Byłam pewna, że mnie usłyszał. 
Po chwili podszedł do mnie. Wrogowie przestali walczyć. Wszyscy zebrali się tak, jak ustawieni byli na początku. W szeregu Ethana nie dostrzegłam owej czarownicy, z którą rozmawiałam wcześniej. Ku mojemu zaskoczeniu stała obok rannej Bonnie. 
  - Wypłakałaś się już? - spytał kpiąco. 
Nie miałam zamiaru odpowiadać. Zamiast tego skupiłam całą swoją moc w sobie i przywołałam żywioły.
Nie byłam zła, czy zrozpaczona .Byłam strasznie wściekła!
  - Zaraz zobaczymy na co cię stać! - krzyknęłam
Trzeba to zakończyć. Raz na zawsze. Tygodnie poszukiwać i niepewności w końcu się zakończą.Walka znów się rozpoczęła. Mieliśmy sporą szansę na wygraną i nic nas nie powstrzyma. Nagle ogarnął mnie przerażający ból. Bezwładnie upadłam na kolana. Nie, nie mogłam się poddać.
  -Tarcza! - krzyknęłam do ducha
Ból natychmiast przestał. Mogłam zdrowo myśleć pomimo dzisiejszych wydarzeń.
Wyciągnęłam rękę do przodu. Nie musiałam mówić czego chcę. Żywioły były częścią mnie, nie musiałam im niczego tłumaczyć. Ethan poleciał około 200 metrów w tył i bezwładnie spadł na ziemię. Jego kończyny leżały pod różnymi kontami.. Natychmiast znalazłam się obok niego. Wyszeptałam do jego ucha dwa krótkie słowa
   - To koniec. - mój jadowity ton zaskoczył mnie samą.
Klaus rzucił mi drewniany kołek - rzecz, którą zawsze mamy w zanadrzu. Złapałam go i zwinnym ruchem przebiłam jego serce. Ku mojemu zdziwieniu z jego rany nie sączyła się krew, a na jego twarzy widoczny mył wyraz błogiej ulgi. 
Uściskałam wszystkich. Przeciwnicy w popłochu pouciekali. Nie goniliśmy ich. To nie miało sensu. 
Wtedy powróciły wspomnienia. Wyrwałam się z uścisku Jeremiego i podbiegłam do Damona. Po raz ostatni  zgromadziłam swoją moc i oddałam mu wszystko.
  - Co moje to i twoje - szepnęłam i pocałowałam jego zimne usta w nadziei, że się obudzi. Czekałam. Zawsze będę czekać.
__________________________
W końcu dodałam 20 rozdział. Ile się namęczyłam, tego żadne słowa nie opiszą. Dlaczego to tyle trwało? To proste - była wywiadówka, a w ostatnim czasie wpadło mi kilka trójek (moja wina ;/), więc rodzice byli konsekwentni. 
Ale już jest i to się liczy. Niedługo Epilog. Tam też się przydadzą chusteczki. xD Ale mnie korci, żeby Wam powiedzieć co się stanie... Ale nie powiem, będziecie mieć niespodziankę! 
Przepraszam, że musieliście tyle czekać! :*
DelenaStory

9 komentarzy:

  1. Faktycznie długo trzeba było czekać na ten rozdział ;P Ale było warto , na prawdę super .

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie kończ! Jeszcze nie przeczytałam tego rozdziału ale te komentarze pewnie najszybciej czytasz. Jeżeli nie chcesz kontynuować tego bloga <3 to załóż nowego ale nie marnuj talentu!
    p.s. Delena FOREVER ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE KOŃCZ! Świetne :* I strasznie smutne! ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę uwierzyć, ze niedługo koniec. To było takie, takie no... Nie wiem jak to nazwać. super, genialny, Idealny, wspaniały, cudowny po prostu amazing :) założysz nowego bloga jak skoczysz tego? Proszę :* pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się popłakałam :'( Świetny blog :)
    Zapraszam na mój http://mysticfallskrainamarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu..... popłakałam się. To takie smutne... Damon i Stefan nie żyją?
    Oboje?!
    O Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu, o Jezu....
    Jeszcze raz cię proszę, nie kończ!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest naprawdę świetny ;) Damon ;( Warto było czekać ;p

    OdpowiedzUsuń